Hel bez korków i tłumu turystów

355a6359-1548683230-57.jpg

Kiedy jechać nad morze? Niektórzy preferują lipiec, dowodząc, że Bałtyk będzie miał wówczas wyższą temperaturę. Inni przekonują, że lepszy jest sierpień, bo będzie więcej słońca i mniej deszczu niż w pierwszym miesiącu wakacji. My w ramach naszej współpracy ze Skodą pojechaliśmy tam w… styczniu. To idealny czas, żeby odwiedzić Hel. Nie ma strachu, że utkniesz w korku, a niemal puste miasto można zwiedzać w spokoju, bez tłumu innych turystów na karku.

Zanim przejdziemy jednak do tego, co tu i teraz, delikatna lekcja historii, z której niewielu zdaje sobie sprawę.

Dziś Półwysep Helski kojarzy się jako letnia imprezowania Polski, ale mało kto wie, że miasto wdzięcznej nazwie Hel po raz pierwszy pojawia się jako osada kaszubska Gellen już w 1198 roku.

Jako ośrodek handlu śledziami Hel szybko się rozrastał, do tego stopnia, że sto lat później jako centrum handlowe rywalizował z Gdańskiem. Od 1266 roku Hel posiadł prawa miejskie, które w 1378 zostały potwierdzone przez Krzyżaków, gdy ci opanowali Pomorze Gdańskie.

Rywalizację Helu z Gdańskiem została przerwana przez króla Zygmunta I Starego. Cofnął miastu na półwyspie wszystkie nadane przez lata przywileje, a następnie półwysep wraz z osadą sprzedał władzom miasta Gdańsk. Hel zaczął podupadać. Wielu mieszkańców wyemigrowało z miasta. Niektórzy z nich osiedlili się w osadzie Nowy Hel, założonej półtora kilometra od miasta.

W końcu Stary Hel zniknął z map niczym mityczna Atlantyda. Miasto najpierw strawił pożar, a potem zalały je wody Bałtyku. Miejsce, do którego dziś latem ciągną pielgrzymki turystów powstało na miejscu osady Nowy Hel. Wybraliśmy się tam zimą i to… był wspaniały pomysł.

Droga z Warszawy nad morze zimą jest prosta, szybka i przyjemna. Wystarczy wygodny samochód i można jechać. My wybraliśmy się Skodą Superb 2,0 TDI z silnikiem o mocy 190 koni, napędem na cztery koła i automatyczną 7-biegową skrzynią biegów, czyli autem idealnym i wręcz stworzonym do połykania kolejnych kilometrów asfaltu. Za jej kółkiem droga na Hel nie jest straszna. Zarówno kierowca jak i pasażerowie są wręcz rozpieszczani, jeśli chodzi o komfort podróżowania. A musicie wiedzieć, że jechaliśmy w trzech dorosłych facetów z masą sprzętu foto-wideo.

Dość powiedzieć, że pasażerowie na kanapie mają możliwość osobiście sterować klimatyzacją w tylnej części auta, a miejsca na nogi jest tyle, że nawet jednorazowe przejechanie tysiąca kilometrów nie byłoby żadnym wyzwaniem dla kończyn dolnych. Kanapa i fotele są bardzo wygodne, więc jazda nie jest przykrością także dla innych części ciała. Można skupić się na rozmowie.

Zwłaszcza, że w Superbie zamontowany jest system pomagający w prowadzeniu konwersacji. Nie, nie chodzi o suflera, który podrzuca nowe tematy, gdy już przegadamy kwestie pogody i polityki.  Asystent rozmów działa w ten sposób, że mikrofony zainstalowane w różnych częściach samochodu “zbierają” głosy kierowcy i pasażerów, po czym puszczają je wzmocnione przez głośniki. Z powodu minimalnego opóźnienia słychać delikatne echo jak w filharmonii, ale system naprawdę działa. Przy większych prędkościach można prowadzić konwersacje bez konieczności podnoszenia głosu.

A to wszystko bez konieczności ściszania radia, więc jeśli ktoś nie ma ochoty na rozmowy, może delektować się dźwiękami muzyki. Tę można puszczać z radia lub jakiegoś urządzenia podłączonego do samochodu. Połączyć też można na kilka sposobów, przez złącze USB, albo za pośrednictwem Bluetooth, jeśli więc mamy na tablecie playlistę z ulubionymi utworami, nic nie stoi na przeszkodzie, żeby ich słuchać podczas podróży.

Droga z Warszawy na Hel zajmuje…. właściwie to nie ma na to pytanie jednoznacznej odpowiedzi. Latem to droga przez mękę – korki na trasie S7, korki na autostradzie A1, zatory na obwodnicy Trójmiasta, powolne przemieszczenia się z Redy do Władysławowa i czołganie z Władysławowa do Helu. Ostatnie 35 km pokonywałem kiedyś równo cztery godziny, bo korzystając z deszczowej pogody zapragnęliśmy zrobić sobie rodzinny wypad do fokarium. Nie przewidzieliśmy, że na ten sam pomysł wpadnie wiele osób oprócz nas.

Zimą wyjazd nad morze to czysta przyjemność. Autostrada była w środku tygodnia pusta, utrzymanie “prędkości autostradowej” nie było żadnym problemem, chyba, że akurat trwały wyścigi tirów, wtedy trzeba zwolnić do 90 km/h i uzbroić w cierpliwość. Możliwość zobaczenia pustych kempingów na Półwyspie Helskim i przespacerowania się po zupełnie pustym porcie i plaży w Helu warta jest tego, żeby poświęcić kilka godzin na podróż w jedną stronę.

W tym miejscu mała dygresja. Zawsze się zastanawiałem, do czego może się przydać napęd na cztery koła w takiej limuzynie jak Skoda Superb. Po tej wyprawie już wiem. Skoda doskonale trzymała się drogi nawet wówczas, gdy trzeba było przyhamować podczas szybko pokonywanego łuku na oszronionym fragmencie autostrady. Superb ani na chwilę nie tracił kontaktu z drogą, koła nie ślizgały się, samochód wręcz zdawał się mówić do mnie “spokojnie, nic się nie dzieje, jedziemy dalej”.

To oczywiście tylko jeden z przykładów pokazujących wyższość napędu 4×4. Drugi jest dużo bardziej oczywisty – ośnieżona i oblodzona dróżka przez las ze stromym podjazdem, który trzeba było pokonać, żeby wyjechać na asfalt. Samochodem z napędem na jedną oś trzeba by się rozpędzić, żeby pokonać podjazd, co w przypadku jazdy po wertepach wcale nie musiałoby się skończyć przyjemnie. Superb 4×4 podjechał jak czołg, nie trzeba było w ogóle naciskać pedału gazu – auto po prostu toczyło się bez wysiłku.

Ktoś pewnie zapyta, po co w ogóle jechać na Hel zimą? Odpowiedź jest bardzo prosta – żeby zobaczyć wszytko to, do czego latem nie sposób się dopchać. Fokarium? Proszę bardzo. Muzeum Rybołówstwa? Żaden problem. A może umocnienia, które w 1939 służyły polskim żołnierzom broniącym tego skrawka Polski przed wojskami niemieckimi? Hel bronił się wówczas aż do 2 października, kilka dni dłużej niż Warszawa. Do dziś na terenie można znaleźć liczne schrony i bunkry z czasów wojny.

Oczywiście plaże też są niemal puste. Próżno szukać tak typowych dla polskiej części Bałtyku parawanów. Nie ma ani płóciennych ogrodzeń na piachu, ani tysięcy plażowiczów, za to jest mnóstwo jodu, który nie miesza się ze spalinami. Już po kilku dniach pobytu nad morzem mamy dzięki wdychaniu jodu lepszy nastrój, lepiej też śpimy. Ujemna jonizacja powietrza, którą charakteryzuje się nadmorski klimat, wspiera mechanizmy obronne organizmu, zwiększa sprawność psychometryczną, usuwa zanieczyszczenia z powietrza. W efekcie jodowy aerozol dodaje energii, poprawia samopoczucie oraz podnosi poziom koncentracji. Jesteś studentem przygotowującym się do sesji? Jedź w styczniu na Hel.

Wolnych kwater z pewnością nie zabraknie. W ciągu kilku minut spaceru po mieście widziałem przynajmniej dziesięć tabliczek z napisem Zimmer Frei. Latem na Helu przebywa wielu turystów z Niemiec, ale zimą ceny wolnych pokoi są dużo bardziej przystępne dla turystów z Polski.

My niestety pojechaliśmy tylko na jeden dzień. W ciągu kilkunastu godzin pokonaliśmy drogę z Warszawy nad morze i z powrotem, spędziliśmy też kilka godzin wałęsając się po Helu. Łącznie pokonaliśmy tego dnia ponad tysiąc kilometrów, ale droga w żadnym momencie nie była męcząca. Wielka zasługa w tym Skody Superb, to doskonałe auto na takie wyprawy. Jeśli nie wierzycie, zerknijcie na ten tekst, niedawno właśnie tym autem zrobiliśmy 3500 kilometrów po europejskich drogach wszelkiego typu. Werdykt? W trasę naprawdę trudno o lepsze auto w tej cenie. Nowego Superba można mieć już od 95 tysięcy złotych a podstawową wersję. Lepszy, z napędem 4×4, naturalnie jest odpowiednio droższy, ale to wciąż bardzo atrakcyjna pozycja. Nie wierzycie? Przejedzcie się nim gdzieś w weekend.

Tekst: Paweł KaliszZdjęcia: Maciej Stanik, Stefan RoniszTekst powstał we współpracy ze Skoda Auto Polska.