Idę do studia tatuażu. Czas poznać wszystkie sekrety dosłownie na własnej skórze

otwa-1547631882-69.jpg

Zastanawiasz się, jak wybrać tatuatora idealnego, na co zwracać uwagę w studiu i z jakimi zagrożeniami zdrowotnymi może wiązać się ozdabianie skóry? A może jesteś ciekaw, co odróżnia tatuującego się Polaka od człowieka z zachodu i dlaczego w tej branży kobiety stają się coraz większą siłą?

To zaledwie część wiedzy, którą dzieli się z nami Marta Szumigaj ze stołecznego studia Prism, jedna z najjaśniejszych gwiazd młodego pokolenia w świecie tatuażu.

Marta na włościach. Fot. Maciej Stanik
Marta na włościach. Fot. Maciej Stanik

Aby uniknąć gołosłowności i zwiększyć dziennikarską wiarygodność, w trakcie tworzenia tego materiału artystka będzie nie tylko opowiadać, ale i traktować moje żebra igłą oraz tuszem. Oddajemy głos naszej bohaterce.

Warto rozmawiaćWszystko zaczyna się od mojej konwersacji albo korespondencji z klientem, wspólnej oceny danego pomysłu na tatuaż. Później można przejść do ewentualnych pomysłów na artystyczną modyfikację projektu. Ważne, aby wszystko ustalić jasno i wyraźnie przed pierwszym wbiciem igły – po tym momencie nie uznaję wprowadzania jakichś nagłych zmian.

W tej pracy zbyt duża spontaniczność nie jest wskazana. Nie lubię niespodzianek, a tym gorsze byłoby to, że klient jest zaskoczony tym, jak został wytatuowany wzór, o którym marzył.

Zaczynamy projekt! Fot. Maciej Stanik
Zaczynamy projekt! Fot. Maciej Stanik

W tym miejscu nawiązanie do specyfiki naszego kraju: rodacy do całego procesu podchodzą naprawdę poważnie. Statystyczny mieszkaniec Europy zachodniej zazwyczaj patrzy na pierwszy projekt i mówi, “OK, super, róbmy to”, ufa z automatu, wychodzi z założenia, że jestem autorytetem, znam się na rzeczy.

Polak lubi dostać różne alternatywy. Nie chciałabym użyć określenia że jest bardziej wybredny, ale często dostaje pięć różnych wersji wzoru, po czym stwierdza, że jednak chce pierwszą z nich.

Projekt na miarę oczekiwańW latach 80. i 90. ub. w. motyw zazwyczaj wybierało się z katalogów, które leżały każdym studiu tatuażu. Najpopularniejsze wzory często były już wręcz odbite na kalce, wystarczyło przyjść prosto z ulicy i już po chwili można było zaczynać pracę.

Wzór gotowy do odbicia na skórze. Fot. Maciej Stanik
Wzór gotowy do odbicia na skórze. Fot. Maciej Stanik

Dziś – na szczęście – klienci są znacznie bardziej wymagający, częściej chcą mieć coś naprawdę wyjątkowego, zaprojektowanego specjalnie dla nich. Dlatego tym ważniejszy jest naprawdę przemyślany dobór takiego, a nie innego tatuatora – nie można patrzeć wyłącznie na jego umiejętności techniczne danej osoby, ale i styl, w którym się specjalizuje.

Sama zaczynałam karierę od tzw. oldschoolu, czyli motywów nawiązujących do tatuaży z XIX wieku. Jednak w pewnym momencie uświadomiłam sobie, że to nie dla mnie. Poszłam więc w stronę watercoloru, czyli delikatnego cieniowania i subtelnej zmiany barw – w skrócie chodzi o to, aby tatuaż przypominał akwarelę.

W tym momencie jeszcze można się wycofać. Fot. Maciej Stanik
W tym momencie jeszcze można się wycofać. Fot. Maciej Stanik

Pewnego dnia ozdobiłam skórę znajomej kwiatkiem, wykonanym w takim właśnie stylu. No i okazało się, że to coś, co strasznie spodobało się zarówno mi, jak i ludziom. Z czasem watercolor stał się moim znakiem rozpoznawczym. Zresztą z tego powodu tatuuję głównie dziewczyny, bo to raczej one gustują w takich rzeczach. Jesteś jednym z naprawdę niewielu mężczyzn, których “mam pod igłą”.

Oczywiście, dobry fachowiec jest w stanie wykonać każdy motyw, ale jedne będzie czuł lepiej niż inne. Na przykład ja interesuję się Japonią i kreskówkami, dlatego bardzo chętnie tatuuję rzeczy związane z tymi dziedzinami sztuki. Sama dużo maluję i często klienci proszą właśnie o ozdobienie ich ciał autorskimi pracami.

Ostatnie korekty... Fot. Maciej Stanik
Ostatnie korekty… Fot. Maciej Stanik

Rewelacyjnym wyzwaniem jest także przenoszenie na skórę sztuki stworzonej przez świetnych artystów – jak chociażby dziś, gdy tatuujemy dzieło malarki Aleksandry Waliszewskiej. To fajne, wręcz magiczne.

Kto ma rację – klient czy artysta?Tatuator zawsze musi pamiętać, że wykonuje pracę usługową, tak więc ostatnie słowo zawsze musi należeć do klienta. To jego zadowolenie jest zawsze najważniejsze, przecież to on będzie nosił twoją pracę do końca życia na swojej skórze.

Jednocześnie, gdy idziesz do salonu, powinieneś uwzględnić pewną rzecz: rolą tatuatora jest nie tylko wbicie tuszu pod skórę, ale i wcześniejsze doradzenie ci w kwestiach, nazwijmy to, estetycznych. Pomyśl, że taki artysta siedzi w owej tematyce bardzo głęboko, spędza w studiu sześć dni w tygodniu, obcując z naprawdę olbrzymią liczbą tatuaży.

Końcowe sprawdzenie ustawień maszynki. Fot. Maciej Stanik
Końcowe sprawdzenie ustawień maszynki. Fot. Maciej Stanik

Takie doświadczenie pomaga w rozwijaniu zmysłu estetycznego, stwierdzeniu, czy wybrany motyw będzie dobrze prezentował się na danej części ciała, czy nie powinien być mniejszy lub większy.

Swoją drogą: tatuuję nie tylko w Polsce – przez rok pracowałam w Berlinie, gdzie wciąż mam dużą bazę klientów, podobnie jak chociażby w Szwecji. Działając w różnych miejscach uświadomiłam sobie, że ludzie z tzw. zachodu są bardziej podatni na takie właśnie fachowe sugestie, tatuator jest dla nich większym autorytetem.

Karuzela bólu rozkręcona. Fot. Maciej Stanik
Karuzela bólu rozkręcona. Fot. Maciej Stanik

Tutaj znów małe spostrzeżenie na temat naszych rodaków: są trudniejszymi, bardziej upartymi klientami, “wiedzą lepiej”. Choć nie chciałabym tego demonizować: skrajnych przypadków nie ma wiele, w trakcie mojej kariery trafiły się dwie, może trzy osoby, z którymi się nie dogadałam, nie udało się osiągnąć kompromisu. Może to kwestia tego, że kiedyś studiowałam psychologię?

W pewnych sytuacjach lepiej jest grzecznie podziękować i odmówić wykonania tatuażu. Przecież jeśli wykonałabym go zgodnie ze swoim poczuciem estetyki, klient nie byłby w pełni zadowolony. Natomiast ja wolałabym nie przykładać ręki do zrobienia czegoś ewidentnie złego, szpecącego drugą osobę.

Efektowny dizajn wnętrza jest niewielką pociechą. Fot. Maciej Stanik
Efektowny dizajn wnętrza jest niewielką pociechą. Fot. Maciej Stanik

Na ile ten świat się zmienił?Niegdyś tatuaż był czymś niszowym, dostępnym dla wąskiego grona “wtajemniczonych”. W ostatnich latach stał się o niebo bardziej popularny, to element lajfstajlu. Tak więc siłą rzeczy mocno zmienili się także ludzie w owej branży, atmosfera w studiach.

Doskonale pamiętam, że gdy w wieku 18 lat robiłam sobie pierwszy tatuaż, stereotypowy przedstawiciel tej branży wyglądał tak: ponury, opryskliwy koleś, który albo robi wzór tak, jak chce, albo pokazuje ci drzwi, rzucając chłodne “żegnam”.

Małymi krokami zmierzamy do celu. Fot. Maciej Stanik
Małymi krokami zmierzamy do celu. Fot. Maciej Stanik

Dziś nie do pomyślenia byłoby to, że klient przychodzi do studia i czeka trzy godziny, zanim artysta łaskawie przyjmie go na “audiencję”, doje śniadanie, dopije spokojnie kawę i wypali papierosa. Każde szanujące się studiu tatuażu dba o fajną, naprawdę miłą atmosferę. A ta zmieniła się być może również z tego względu, że w branży pracuje coraz więcej dziewczyn.

Inwazja zdolnych kobietMówimy o środowisku przez wiele, wiele lat naprawdę mocno zmaskulinizowanym, a tatuatorki, którym udało się przebić, były totalnymi ewenementami. Pamiętam, że nawet trzy lata temu, gdy zaczęłam pracę w salonie w Milanówku, byłam tam jedyną dziewczyną.

Coż, pozostało zmierzyć się z wręcz unoszącym się w powietrzu testosteronem i dosadnymi żartami. Ale nie dałam sobie wejść na głowę i po jakimś czasie świetnie dogadałam się z chłopakami – wiesz, jeśli trafiasz między rekiny, dobrze też być rekinem.

Teraz w naszej branży pracuje mnóstwo dziewczyn, które radzą sobie w niej prześwietnie. Dlaczego? Z jednej strony można uwzględnić chociażby to, że kobiety są bardziej życzliwe, empatyczne i cierpliwe, tak więc przyciągają wymagających klientów.

Ten proces – nie licząc tworzenia projektu – zajmie 4 godziny. Fot. Maciej Stanik
Ten proces – nie licząc tworzenia projektu – zajmie 4 godziny. Fot. Maciej Stanik

Chociaż sądzę, że nie ma co się tutaj doszukiwać na siłę drugiego dna. Zasadniczo wyjaśnienie jest banalnie proste: popularność ozdabiania sobie skóry doprowadziła do znacznie większego zapotrzebowania na tatuatorów. Rynek się zwiększył, tak więc siłą rzeczy zaczęli do tego świata trafiać i zdolni faceci, i kobiety.

Czy u dziewczyny mniej boli?Rzeczywiście, można zetknąć się z takim stereotypem, choć tutaj również nie wprowadzałabym na siłę podziałów ze względu na płeć tatuatora. Wszystko zależy raczej od jego (jej) umiejętności oraz techniki i sprzętu.

Tak samo ostrożnie należy podchodzić do opowieści, że dany tatuator ma ciężką rękę, że – jak się mawia – ryje skórę. Dlaczego? Ludzie często nie uwzględniają tego, że pewne tatuaże po prostu muszą być bardziej bolesne. Mowa tu chociażby o wzorach oldschoolowych: żeby taki motyw wyglądał naprawdę dobrze, nie obędzie się bez “konkretnego” poprowadzenia grubych, solidnych linii.

Tak, to boli – neon na ścianie nie pozostawia złudzeń. Fot. Maciej Stanik
Tak, to boli – neon na ścianie nie pozostawia złudzeń. Fot. Maciej Stanik

Podobnie będzie w projektach zawierających duże płaszczyzny, na które trzeba nanieść równomiernie kolor – tutaj żeby osiągnąć idealny efekt, po prostu nie można się pieścić.

Zupełnie inaczej ma się rzecz z tatuażami, w których specjalizuję się ja – w watercolorze barwy nanoszone są znacznie subtelniej. Podczas takiego delikatnego i precyzyjnego operowania maszynką zdecydowanie może przydać się lekka kobieca ręka.

Gdzie boli najbardziej?Na takie pytanie można czasami usłyszeć branżową odpowiedź: “najbardziej to boli w piwnicy”. Odpowiadając poważniej: to kwestia bardzo indywidualna. Tego, która część ciała jest najmniej odporna na ból, człowiek dowiaduje się dopiero w trakcie tatuowania.

Owszem, istnieje tzw. mapa bólu, według której najmniejszych cierpień zaznaje się podczas kontaktu igły z zewnętrzną częścią ramienia, przedramienia albo uda, natomiast najstraszniejsze jest tatuowanie żeber, zgięcia łokcia albo kolana.

“Czy pacjent jeszcze żyje”? Fot. Maciej Stanik
“Czy pacjent jeszcze żyje”? Fot. Maciej Stanik

Jednak czasami okazuje się, że te zasady nie sprawdzają się akurat w twoim przypadku, że masz znacznie bardziej unerwione te części ciała, które teoretycznie nie powinny boleć zbyt mocno; albo odwrotnie.

Warto również wspomnieć o rozwoju technologii: część tatuatorów – w tym ja – nie stosuje już najpopularniejszych maszynek cewkowych, zastąpiła je nowocześniejszymi, rotacyjnymi. Te drugie pozwalają na znacznie delikatniejsze muskanie skóry.

Bez bólu się nie da?Anegdota z kategorii “tatuator u psychiatry”: zdarza się, że ci lekarze zarzucają przedstawicielom naszej branży, że jesteśmy zarówno masochistami (przecież zazwyczaj mamy mocno “wydziabane” ciała), jak i sadystami (w końcu zadajemy ból klientom).

Są osoby, które dorabiają sobie pewną ideologię do tatuowania; twierdzą, że ból jest jednym z mistycznych elementów tego rytuału. Sama jestem daleka od podobnego myślenia i gdybym tylko mogła całkowicie wyeliminować ból, byłabym najszczęśliwszą osobą na świecie.

Atmosfera jest miła, choć nieco mroczna. Fot. Maciej Stanik
Atmosfera jest miła, choć nieco mroczna. Fot. Maciej Stanik

Swoją drogą to właśnie świadomość zadawania cierpień była dla mnie największym problemem w początkach kariery: pamiętam, że gdy po raz pierwszy tatuowałam żebra, wręcz czułam straszny ból, którego doświadczała klientka. Jeśli jednak chcesz pracować w tej branży, musisz nauczyć się sobie z tym radzić – oczywiście nie chodzi o to, aby całkowicie zabić w sobie empatię, lecz po prostu uświadomić sobie że ból jest częścią tej gry.

Jednak chociaż cierpień nie da się uniknąć całkowicie, to osoby szczególnie wrażliwe mogą dziś posiłkować się specjalnymi maściami, które stosuje się przed tatuowaniem oraz znieczulaczami w spreju, aplikowanych już w trakcie.

“Kałamarze” na pigment. Fot. Maciej Stanik
“Kałamarze” na pigment. Fot. Maciej Stanik

Niektóre studia oferują tego rodzaju specyfiki, choć są i tatuatorzy, którzy nie lubią pracować na częściowo sparaliżowanej skórze. Sama nigdy nie używam podobnych wynalazków z innego względu: to preparaty zawierające znaną z gabinetów stomatologicznych lidokainę (może uczulać), dodatkowo mogą mieć też w składzie adrenalinę (w jej przypadku mówimy już o ryzyku zawału serca).

Wolę nie brać odpowiedzialności za tak poważne perturbacje zdrowotne, więc jeśli zgłasza się do mnie osoba ze szczególnie niskim progiem bólu, sugeruję jej, żeby najpierw zgłosiła się do lekarza, który po fachowej ocenie sytuacji, wypisze jej receptę na maść z lidokainą.

Blisko, coraz bliżej. Skóra już mocno zmęczona. Fot. Maciej Stanik
Blisko, coraz bliżej. Skóra już mocno zmęczona. Fot. Maciej Stanik

Czym można zarazić się w trakcie tatuowania?Wiem, że to truizm, ale absolutnie zawsze pamiętajmy, aby zgłaszać się do tatuatora, który ma wręcz obsesję na punkcie pracy w sterylnych warunkach. Nie chodzi tu nawet o zagrożenie wirusem HIV, bo nim – wbrew powszechnemu mniemaniu – naprawdę trudno się zarazić. Jako tatuażystka wiem, że nawet jeśli przypadkowo zakłuję się igłą, to ilość krwi nosiciela na jej końcówce w praktyce jest zbyt mała, aby zagrozić mojemu zdrowiu. Znacznie łatwiej przenoszą się chociażby żółtaczka oraz HPV.

Czy tatuator zawsze odmówi osobie, która lojalnie zaznacza, że jest nosicielem jakiejś choroby zakaźnej? Nie, to jego indywidualna decyzja. Sama tatuowałam przyjaciela, który jest nosicielem wirusa HIV, ale bierze odpowiednie leki, jego choroba jest zastopowana, a ja – oczywiście – stosowałam się do wszelakich zasad bezpieczeństwa i higieny.

Widać już koniec? Fot. Maciej Stanik
Widać już koniec? Fot. Maciej Stanik

Pamiętajmy, że szczególne środki ostrożności zachowuje się w odniesieniu do każdego klienta, natomiast używany przez nas sprzęt jest bądź jednorazowy, bądź bardzo dokładnie sterylizowany w medycznych autoklawach.

Tak czy owak tatuator jest zawodem podwyższonego ryzyka, z tego powodu regularnie, przynajmniej raz na pół roku, przechodzimy odpowiednie badania. W skrajnych przypadkach możemy, podobnie jak lekarze czy pielęgniarki, zgłosić się do szpitala i otrzymać zastrzyk minimalizujący ryzyko zarażenia się wirusami.

Czy tatuaże są dla każdego?Nie. Jest mnóstwo przeciwskazań, takich jak chociażby cukrzyca, choroby tarczycy, łuszczyca albo hemofilia. Do tego dochodzą kwestie związane z alergiami: może okazać się, że organizm “nie życzy sobie” pigmentu, który został wprowadzony pod skórę. Takie reakcje mogą dotyczyć zwłaszcza koloru czerwonego i jego pochodnych – tatuaże, w których zostały użyte, mogą być najbardziej uczulające i najtrudniej się goić.

Takie barwniki przyjmują się w ciele najtrudniej. Fot. Maciej Stanik
Takie barwniki przyjmują się w ciele najtrudniej. Fot. Maciej Stanik

Zdecydowanie odradzam takie rzeczy kobietom w ciąży i karmiącym, ponieważ część pigmentu wraz z limfą przechodzi przez węzły chłonne.

W ogóle zawsze warto pamiętać, że każdy tatuaż jest dla organizmu pewnym szokiem, przecież to rana – płytka, lecz o dużej powierzchni. Ciało otrzymuje sygnał, że coś jest nie tak, na co może zareagować gorączką, osłabieniem, objawami przypominającymi grypę.

Jakich tatuatorów unikać?Można zetknąć się ze starą zasadą, głoszącą, że najpierw (np. podczas wizyty wstępnej, przynosząc zadatek na tatuaż) należy skierować do toalety, zakładając, że jeśli jest tam brudno, to odpowiednie zasady higieny nie będą zachowane również podczas samego tatuowania.

Kolor czerwony właśnie wszedł do gry. Fot. Maciej Stanik
Kolor czerwony właśnie wszedł do gry. Fot. Maciej Stanik

Sama skupiam się głównie na bardzo solidnym przejrzeniu dokonań człowieka, który ma mnie kłuć (tutaj nieoceniony jest Instagram). Gwarantuję, że jeżeli ktoś ma świetne, bogate portfolio oraz wielu zadowolonych klientów, to jest dobry nie tylko pod względem artystycznym, ale i higienicznym. Żaden szanowany artysta nie będzie pracował w syfie.

Ostani rzut okiem... Fot. Maciej Stanik
Ostani rzut okiem… Fot. Maciej Stanik

No a skoro mowa o sprawdzaniu prac danego człowieka: często ludzie sugerują się głównie projektami danej osoby, a to błąd. Znacznie ważniejsze jest skupienie się na zdjęciach już wykonanych tatuaży – ktoś może mieć wielki talent plastyczny, ale jednocześnie problemy techniczne z idealnym przełożeniem swoich dzieł na skórę.

Dlaczego Polska jest potęgą w świecie tatuażu?To, że nasi rodacy od dawna są ekstraligą w tym środowisku, że są znani i cenieni na całym globie, jest niepodważalnym faktem. Dlaczego? Być może chodzi o to, że poziom wykształcenia artystycznego zawsze stał u nas na wysokim poziomie, na taką właśnie edukację kładziono szczególny nacisk już od XVIII wieku.

Super, mamy to! Fot. Maciej Stanik
Super, mamy to! Fot. Maciej Stanik

Do tego mieszkańcy naszej części świata – bo odnosi się to również do Rosjan, Ukraińców i Białorusinów – są wymagający nie tylko wobec innych, ale i samych siebie. Wynika to również z kwestii historycznych: kolejne pokolenia żyły w niełatwych warunkach, co prowadziło do samodoskonalenia. Wiadomo, że zbyt duży dobrobyt rozleniwia.

To wszystko sprawiło, że jesteśmy nie tylko samokrytyczni, ale i potrafimy szczerze oceniać pracę innych: tutaj nie ma bezpodstawnego klepania się po plecach, zachwycania się wszystkim, nawet jeśli nie jest to w naszej ocenie dobre. W Polsce częściej usłyszysz krytykę niż pochwały, dopiero uczymy się chwalić sami siebie oraz komplementować innych.

Tekst: Michał JośkoZdjęcia: Maciej Stanik