Biedaszyby w Wałbrzychu. Udało nam się wejść do miejsca, które nie powinno istnieć

355a0560-1513608727-9.jpg

Biedaszybów być nie powinno, bo przecież biedy, jak w latach 90-tych, nie ma. Tymczasem w Wałbrzychu wciąż kopią nielegalnie węgiel. Niedawno przysypało tam jednego biedaszybnika. 

Czym dokładnie są biedaszyby? To nielegalne szyby górnicze, w których wydobywa się węgiel. Bez profesjonalnych zabezpieczeń i zezwoleń. Najwięcej było ich na Górnym Śląsku na przełomie lat 20. i 30. ubiegłego wieku. Z tego „biznesu” potrafiły utrzymywać się całe rodziny, bo i surowiec, który wydobywali, sprzedawali dużo taniej. Dziś biedaszyby znajdują się w Wałbrzychu i korzystają z nich bezdomni lub osoby, które zrobiły sobie z tego nielegalny, ale dochodowy biznes. To właśnie tam pojechaliśmy, a łatwo ich znaleźć nie było.

Nie chcą tej legendy

Gdyby nie śnieg, trudno byłoby zauważyć różnicy między ziemią a niebem. Wszystko otula głęboki mrok. Tam gdzie są ciemniejsze plamy na śniegu, trzeba uważać, bo może być to wykop. Zatrzymujemy się przy jednym z nich. Ludzie stojący przy szefie ekipy, Krzysztofie, (imiona kopiących zostały zmienione – red.) zamierają na chwilę. Spoglądają ku ulicy, czy nie jedzie patrol. – Dziś jeździli dwoma autami. Biały volkswagenem i zielonym lublinem – komentuje najwyższy wzrostem. – Najpierw pewnie pojechaliby do Maćka. Zadzwoniłby do nas jakby co – odpowiada Krzysiek. Za nielegalne wydobycie węgla grozi mandat 500 złotych, o ile sprawa nie trafi do sądu. Stoimy nad niepozorną dziurą. Jakieś metr dwadzieścia długości i tyle samo szerokości. Mróz utwardził brzegi wykopu.

W dole słychać stęknięcia amatorskiego górnika, gdy z siłą uderza kilofem w ścianę przodka. Na dół na linie wędruje wiadro. Kopiący rozświetla dół wykopu. Teraz widać, że od szybu odchodzi boczny chodnik. To nie jest zwykły dół, to niemal kopalnia. – Tam jest z osiem metrów głębokości, a zejdziemy jeszcze niżej – wyjaśnia Krzysiek.

Biedaszybnicy to legenda Wałbrzycha. Trochę wstydliwa, bo narodziła się z biedy. W czasach, gdy górnicy zostali rzuceni na kolana. Tak mówią miejscowi. Z najlepiej zarabiającej w państwie grupy musieli z iść nielegalnie kopać węgiel. W latach 90-tych zamknięto w Wałbrzychu kopalnie. Wszystkie. Kilka tysięcy ludzi znalazło się na bruku. Z kopalniami padły inne zakłady. Lasy na wzgórzach na wałbrzyskim Sobięcinie to świadkowie tych czasów. Skrywają księżycowy krajobraz, a usiane są takimi wykopami.

Trzysta metrów od miejsca, gdzie kopie ekipa Krzysztofa, zwały ziemi przysypały biedaszybnika. Gdy byliśmy w Wałbrzychu, wciąż leżał w miejscowym szpitalu. – To był idiota. Pracowali bez zabezpieczeń. Z nami jest górnik z 20-letnim stażem. On kieruje pracami – zapewnia Patryk. Przysypany należał do konkurencyjnej grupy. Tymczasem w zespole Krzyśka jest Jacek, którego dwukrotnie przysypało. – Myślałem, że już koniec z nami. Miałem szczęście, że wykop się złożył, a koledzy odkopali mi głowę. Mogłem oddychać – wspomina. Jacek pokazuje blizny na dłoni. To pamiątką po zasypaniu.

Jacek wraca do pracy przy swoim wykopie. Poprawia latarkę-czołówkę i szpadlem przebija płytę, którą zakamuflowali tunel. Jeszcze kilka ruchów i już wydobywa węgiel. To dobry pokład, czysty, a jest ledwie dwa metry pod ziemią.

Janosiki z łopatami

Biedaszyby powinny zniknąć, bo biedy nie ma. – Nie robimy tego z biedy. Nie jesteśmy patusami, jak się o nas mówi, którzy kopią trochę węgla na flaszkę. My robimy dla zarobku. Miesięcznie zarabiam “siódemkę” (tysięcy – red.) – zapewnia Patryk. Słychać warkot samochodu. To Krzysiek podjeżdża autem terenowym, w którym ma wyłączone światła. Przywiózł kilka stempli do podparcia chodnika. – My nie robimy nic złego. Pracujemy, tylko my nie chcemy ochłapu. Możemy iść do zakładu w strefie ekonomicznej za 1500 złotych, pracować po godzinach i jeszcze nasłuchać się od brygadzisty. Wiem, bo moi bliscy tam pracują – komentuje szef grupy.

355a0590-1513609427-4.jpg 355a0617-1513609469-86.jpg

Najmłodszy z ekipy wbija przy wykopie dwie metalowe rury. –  To na worek. Zaczepię za rury i łatwiej wtedy go zapełnić – wyjaśnia. Czasem kopiąc szyby trafiają na stare kopalniane sztolnie. Zapuszczają się w nie, aby wydobywać resztki pokładów. – Są miejsca, że mógłby ciężarówką wjechać i nawrócić – dodaje Patryk. – Miara! – słychać wołanie z dołu. Po chwili na dół wędruje kawałek listwy, którą odmierzają szerokość chodników. Po chwili Krzysiek przycina świerkowy bal przywieziony z lasu. – Na kapę – krzyczy do kopiącego. Na kapę, czyli na poziomą belkę, która wzmocni strop. Będzie podparta stemplami.

Zemsta biedaszybnika

Dla Jacka kopiącego węgiel w płytkim wykopie to ostatnie dni pracy z kolegami. Wyjeżdża do pracy za granicę. Reszta ekipy wybucha śmiechem. – Krzysiek też będzie musiał uciekać za granicę. Wszyscy już o nim słyszeli – śmieje się Patryk. Całkiem możliwe, bo działania policji i straży miejskiej przynoszą skutek. Zdaniem Krzysztofa zostało tylko kilka stałych ekip kopiących węgiel. Siedzący w kucki przy wykopie chłopak niespodziewanie się odzywa: – Najeździłem się po świecie. Wszędzie jest tak samo, tylko tam po prostu państwo zostawia ludziom większy kawałek tortu.

Krzysiek znów się wtrąca do rozmowy: – Nie robimy niczego złego. Nikomu. Niech politycy odpowiedzą za to wszystko, za Wałbrzych. Zamknęli budowany za miliony szyb “Kopernik”. Miał usprawnić wydobycie, spiąć wszystkie kopalnie. Jeszcze pokolenia by tam pracowały. My też.

Trauma miasta

W Wałbrzychu nie mogą zapomnieć o traumie lat 90-tych. – “Solidarność” rzuciła nas na kolana! Nie mogę jej tego wybaczyć. A teraz chcą nazwać jej imieniem rondo – komentuje z emocją Sławomir Kaczmarek, prezes  Stowarzyszenia Gwarków Kopalni Węgla Kamiennego Victoria i Kopalń Wałbrzyskich. Spotykamy się w Starej Kopalni, która przed laty była kopalnią Julia. Teraz miasto rewitalizuje obiekt na centrum. Kaczmarek “zgasił w niej światło”. – Na dole przepracowałem 27 lat i 8 miesięcy. Na dole umarł też mój ojciec – wspomina. Doskonale pamięta pierwszą szychtę i ostatnią. – Po pierwszej usnąłem na stojąco pod windą. Starzy górnicy zrobili sobie ze mnie żarty i zostawili na dole. A ostatnia? To był koszmar – macha ręką.

On był w dobrej sytuacji, bo już dawno mógł pójść na emeryturę. – To miasto żyje dzięki górniczym emeryturom. Kiedyś miało ponad 100 tysięcy ludzi, a po zamknięciu kopalń masa ludzi musiała wyjechać. Jak jeszcze byłem radnym to w mieście zostało trochę ponad 95 tysięcy – opowiada.

355a9931-1513609940-62.jpg 355a9821-1513609970-66.jpg

Andrzej Partyka kiwa głowo na potwierdzenie słów Kaczmarka. Jest jednym z tych, którzy się przekwalifikowali i dostosowali do nowych czasów. Część górników odebrało odprawy, podpisało “cyrograf”, że nie wrócą do kopalni. – Pieniądze szybko wydano. Remont mieszkania, samochód, inni na alkohol i panienki. Rok po otrzymaniu odpraw okazało się, że trzeba zapłacić 40-procentowy podatek. Niejeden się powiesił wówczas – dodaje Kaczmarek.

Gdyby PRL wytrzymał rok

– Mnie uratowała kopalnia w Nowej Rudzie. Jeździłem do pracy, a potem różnie bywało. Poszedłem na urlop górniczy. Z 3,5 tysiąca zarobków spadłem do 958 złotych. Tak wegetowałem pięć lat – opowiada Andrzej Partyka. Pomagał przy tworzeniu podziemnej trasy turystycznej w Lisiej Sztolni. Niestety powódź ją zalała. Gdy w ratuszu narodził się pomysł Starej Kopalni, zadzwonił do niego prezydent miasta i zaprosił na spotkanie. – Tak zostałem przewodnikiem po moim dawnym miejscu pracy – żartuje. To już kolejna pochwała o obecnym prezydencie. – Za niego, dzięki pieniądzom Uuuunii, miasto się zmienia – wtrąca Kaczmarek.

Prezes wałbrzyskich gwarków odkreśla, że gdyby Polska Ludowa wytrwała rok dłużej, to górnicy w Wałbrzychu dalej mieliby pracę. – Budowany był szyb “Kopernik”. Miał usprawnić wydobycie i idealnie trafił w pokłady antracytu. To najlepszy węgiel dla przemysłu. Skąd ten smog? Bo ściągany jest gorszy węgiel z zagranicy. Nas po prostu zamknięto z powodów politycznych. Z dnia na dzień, a szyb zasypano – tłumaczy.

Palestyna – ziemia wyklęta

Zjeżdżamy uliczką za Starą Kopalnią. Parę zakrętów, dziur i jesteśmy na Palestynie. Miejscowi wyjaśnili nam, skąd wzięła się nazwa. Po II wojnie światowej w kamienicach przy ul. Średniej zamieszkali Żydzi. Wyjechali później. Obecni mieszkańcy też chcieliby wyjechać. W wielu budynkach widać opuszczone mieszkania. – W mojej kamienicy jest tylko czterech lokatorów. Daj Boże, aby nas wysiedlili – opowiada kobieta, która wyprowadziła na spacer pitbulla.

Wizytę na Palestynie, zwłaszcza wieczorem, odradzało nam kilka osób. Tutaj mieli jednak mieszkać biedaszybnicy. Tymczasem większość z tutejszych nie żyje. – Zapili się – dodaje mieszkanka kamienicy.

Jej “były” także kopał węgiel. – Oj, to były konkretne pieniądze. Tirami przyjeżdżali z różnych zakątków Polski po węgiel. Osobno brali miał i oddzielnie grubszy – wspomina z z nutką nostalgii. Teraz ona do pracy dojeżdża do Wrocławia.

Radzi, aby podejść pod sklep, przed którym zawsze stoją ci “w potrzebie”. Jak na zawołanie pojawia się miejscowy. Mężczyzna ma spłaszczony nos, pewnie po uderzeniu, bo po środku nosa widać niewielką bliznę. Na dłoniach tatuaże i wzrok, po którym nie wiadomo czy cokolwiek widzi. – Mamy konkretny materiał. Płyta z nagraniem biedaszybników – zapewnia, ale oczywiście nagrania nie ma jak sprawdzić. – Damy za symboliczną kwotę – zapewnia.

Druga strona biedaszybu

– Tutaj przychodzi bezdomny, który kopie węgiel. Głównie dla siebie – inspektor wałbrzyskiej Straży Miejskiej, Tomasz Sakowski pokazuje niewielką jamę. Pokład węgla jest kilka centymetrów pod powierzchnią ziemi. Jama wykopana jest pod ceglanym murem, to pewnie nagrobek. Jesteśmy na opuszczonym poewangelickim cmentarzu na Białym Kamieniu. Wybraliśmy się na patrol Straży Miejskiej, aby poznać drugą stronę zjawiska biedaszybów. W Wałbrzychu działa specjalny zespół, który zwalcza nielegalne wydobycie. – Tu wczoraj byli jacyś goście i okładali tego faceta, co kopał. Aż jęczał, tak go tłuki. Pewnie konkurencja – krzyczy pan z pieskiem. Cmentarz to okoliczny wybieg dla psów. Jest przeorany wykopem, który okoliczni zasypali śmieciami.

Idziemy kawałek dalej. – W tym miejscu była dziura wielkości sporej sali. Mieszkańcy często nas informują o biedaszybnikach, bo ci potrafią podkopać budynek, czy też działkę – dodaje specjalista Wiesław Jędryszko. Były przypadki, że biedaszybnicy podkopali ulicę. – Zaglądamy w miejsca, które na nasze polecenie zasypano. Potrafią zaraz po odjeździe koparki wrócić i rozkopać póki ziemia jest jeszcze miękka. Ooo… tutaj, widać, że się osunęła – Sakowski pochyla się. Jest specjalna procedura dotycząca zasypywania biedaszybów. Strażnicy przed zasypaniem wzywają strażaków, aby sprawdzili, czy nikogo nie ma w środku. – Raz ukrył się w nim biedaszybnik. Nie dał znaku życia nawet, gdy nadjeżdżała koparka. Musiał siedzieć tam długo, bo wyciągnęliśmy go zziębniętego – wspomina.

W pobliskich krzakach odkrywa worki na węgiel. Biedaszybnicy maskują wejścia do szybów. Niektóre wykopy idą tuż pod powierzchnią. Nie rozkopują wierzchniej warstwy, aby nie były widoczne. Kopią “zygzakiem”, aby nie używać zabezpieczeń. W ciągu godziny potrafią zapełnić kilka worków urobku. Najlepiej jednak zarabiają nie biedaszybnicy, tylko paserzy sprzedający nielegalny towar. – Kopiący degradują środowisko. W wielu miejscach drzewa stoją opierając się o sąsiednie, korzenie są odsłonięte – dodaje Jedryszko.

7-1513680620-8.jpg 355a9394-1513610342-15.jpg

Członkowie zespołu wiedzą, że są obserwowani. Pod komendą Straży Miejskiej parkował auto jeden z biedaszybników, był na czujce. Dlatego patrole są w różnych porach i tzw. nieoznakowanymi pojazdami.

Zmienić wizerunek

– Teraz zjawisko biedaszybów jest znacznie mniejsze niż przed laty. Wtedy na jednym patrolu napotykaliśmy sto osób kopiących na jednej łące. Nasze działania są skuteczne – dodaje Sakowski. Ale… nawet w rozmowach ze strażnikami można wyczuć, że blizna po likwidacji kopalń jest głęboko w świadomości wałbrzyszan. – O, tutaj miał być szyb “Kopernik” – Sakowski wskazuje na niewielkie wzgórze, gdy przejeżdżamy przy koksowni “Victoria”.

Przecinamy las na Chełmcu i docieramy na obrzeża miejscowości Boguszów-Gorce. Na malowniczej łące pod Chełmcem widać ciąg jam. Śnieg nie zdradza żadnych świeżych śladów. – Wałbrzych kojarzony jest z biedaszybami. Wystarczy, gdzieś na wyjeździe w Polsce powiedzieć, że jest z tego miasta, a pierwsza reakcja, że to miejsce, gdzie są biedaszyby – opowiada inspektor. To niewygodny dla miasta wizerunek, zniechęcający inwestorów. Zdaniem strażników, obecnie, kiedy jest już dostęp do pracy, biedaszyby nie mają żadnego usprawiedliwienia. – U nas dużo się zmieniło. Wałbrzych zmienia wizerunek – podkreśla Tomasz Sakowski.

Tekst: Włodzimierz Szczepański

Zdjęcia: Maciej Stanik