„Mamy pozwolenie na igły”

2016teamno-1454409183-49.jpg

– Wysłuchamy dzisiaj inspirujących historii – opowieści, które zmieniły niejedno życie – słysząc taki wstęp, zazwyczaj chciałam uciekać, gdzie pieprz rośnie. Po pierwsze dlatego, że „inspirujący” przymiotnik-wytrych stosują obecnie w swoich wypowiedziach wszyscy – od etatowych mówców motywacyjnych do modelek na dorobku. Po drugie dlatego, że wykonanie wolty polegającej na zmianie losu znajdującego się teoretycznie nie gdzie indziej, jak w moich własnych rękach, brzmi dziecinnie łatwo, a koniec końców zawsze okazując się zadaniem niewykonalnym. Tym razem jednak było inaczej. Okazało się, że do tego, abym raz na zawsze oduczyła się tego typu generalizacji, trzeba było drużyny kolarskiej, wyjazdu do Hiszpanii i elementarnej wiedzy na temat cukrzycy.

Chris Williams, Charles Palnet, Kevin De Mesmaeker i Stephen Clancy – pewnie jeszcze nie znacie tych nazwisk, ale zapewniam, że kiedy tegoroczne Tour de Pologne zacznie zbliżać się większymi krokami, na pewno o nich usłyszycie. Wymienieni kolarze stanowią trzon najbardziej niezwykłej drużyny, która w historii koronnego polskiego wyścigu wystartuje. Do Teamu Novo Nordisk, o którym mowa, należą bowiem tylko osoby chore na cukrzycę.

Jeśli to stwierdzenie nie wywarło na was wielkiego wrażenia, prawdopodobnie nie macie pojęcia, na czym ta choroba polega. Jeśli właśnie kręcicie protekcjonalnie głowami, myśląc: „Przecież to oczywiste: cukrzyca – choroba kanapowa. Mało ruchu, kiepska dieta i gotowe”, spójrzcie na poniższe zdjęcie:

Średnia wieku tych chłopaków to 20 lat, zawyżana nieco przez jednego 34-latka, ale o nim później. Próżno szukać na ich ciałach grama tłuszczu, a o wylegiwaniu się na kanapie mogą tylko marzyć – głównie wtedy, kiedy mknąc górskimi szosami podskakują na twardym rowerowym siodełku. W takiej konfiguracji muszą też aplikować sobie insulinę – nierzadko w formie zastrzyków. Jakby tego było mało, podczas gdy ich konkurenci „za kierownicą” mogą wcinać i pić co popadnie, byle tylko nabrać sił, kolarze z Teamu Novo Nordisk w głowie cały czas przeliczają, czy tubka żelu energetycznego albo baton dostarczą im aby odpowiedniej dawki cukru. Wszystko przez to, że chory na cukrzycę musi pilnować, by jego poziom cukru nie był ani za niski, ani za wysoki. Zarówno jedna, jak i druga sytuacja może być śmiertelnie niebezpieczna.

Trening podczas Team Novo Nordisk Media Day w Alicante
Trening podczas Team Novo Nordisk Media Day w Alicante

Gdyby jednak pozwolenie na korzystanie z igieł podczas startów było jedynym wyróżnikiem członków Teamu Novo Nordisk, prawdopodobnie nie byłoby o czym pisać. A jest – bo większość z nich zaraz po usłyszeniu diagnozy dowiedziało się, że dla własnego bezpieczeństwa już nigdy więcej nie powinno wsiadać na rower. Na szczęście nie posłuchali, ale zgodnie przyznają, że diagnoza była dla nich szokiem, o czym na własne uszy mogłam przekonać się, podglądając ich trening w hiszpańskim Alicante.

Chris Williams

– Lekarze są świetni w mówieniu ci, czego od tej pory nie będziesz mógł robić – Chris Williams tak kwituje swoje wspomnienia o początkach walki z cukrzycą. Wspomniany na początku drużynowy weteran o swojej przypadłości dowiedział się w podeszłym, jak na diabetyka z „jedynką” wieku, 27 lat. I wcale nie przypominał wtedy „kanapowego pączka”. Oponkę zrzucił jeszcze w college’u, kiedy podczas oglądania relacji z zawodów triathlonowych jego dziewczyna zaczęła się zachwycać „kaloryferem” jednego z uczestników. Urażony Chris, chcąc się ogryźć, rzucił: „Gdybym tylko chciał, też bym taki miał”. Jak się okazało, urażona męska duma jest świetnym motywatorem. – Tydzień później sprzedałem samochód i kupiłem kąpielówki – opowiada Chris.

Dyskretny urok obcisłych Speedosów i satysfakcja z ukończenia pierwszego w życiu triathlonu wystarczyła, aby Australijczyk połknął sportowego bakcyla, a chowając do kieszeni uczelniany dyplom, był już członkiem profesjonalnego teamu kolarskiego. Kilka lat później, w przypływie emocji, o mały włos nie dokonałby kolejnej wiekopomnej transakcji – tym razem sprzedaży.

– Leżałem w szpitalu. Wyniki były jednoznaczne. Opiekujący się mną lekarz prosto z mostu oświadczył, że kolarstwo i cukrzyca typu pierwszego nie jest dobrą kombinacją. Byłem tak zdołowany, że w myślach zacząłem przeliczać, za ile pójdzie na eBuyu mój rower. Gdybym miał przy sobie laptopa, przysięgam, że w tym momencie bym go wystawił – wspomina Chris.

Stephen Clancy

24-letni Stephen nie wygląda na więcej niż 19 lat – czyli dokładnie tyle, ile miał wtedy, gdy zdiagnozowano u niego cukrzycę. Blondyn z ujmującym, zawadiackim uśmiechem opowiada, jak siedzący w gabinecie lekarze roztaczali przed nim niezbyt świetlane perspektywy: profesjonalnym kierowcą raczej nie zostaniesz, do policji też cię nie przyjmą. Pytanie o jazdę na rowerze również spotkało się z ostrożnym powątpiewaniem: „Możesz próbować, ale spokojnie – milę dziennie, nie więcej” – mówili.

Clancy wspomina, że początkowo ogarnął go pusty śmiech – on, zawodnik Dan Morrissey-Speedy Spokes – najwyżej sklasyfikowanego irlandzkiego teamu ma odstawić rower do kąta? Jeszcze kilka tygodni wcześniej wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że szlifował formę do najlepszego sezonu w swojej dotychczasowej kolarskiej karierze. Teraz dowiedział się, że może najwyżej jechać do sklepu po mleko i z powrotem. I to nie za szybko.

Mało brakowało, żeby się załamał. – Przez jakieś 24 godziny serio myślałem, że już nigdy więcej nie wsiądę na rower – wspomina.

Kevin De Mesmaeker

– Byłem na urodzinach mojej ciotki, która na rodzinną imprezę zrobiła zapas fanty i coli. Cała lodówka zawalona napojami – było tam ze 14 litrów. Wziąłem jedną butelkę i wypiłem na raz. Potem następną. I kolejną. Wyszedłem z kuchni, kiedy lodówka była pusta, a w domu – nic do picia – śmieje się Kevin. Jak się miał parę tygodni później dowiedzieć, „smocze” pragnienie to jeden z symptomów cukrzycy.

Do tego, że będzie musiał diametralnie zmienić swój styl życia, a szczególnie nawyki żywieniowe, Kevina nie było łatwo przekonać. 20-latkowi, od dziecka aktywnie uprawiającemu sport, który stał na progu profesjonalnej kolarskiej kariery, a dodatkowo – jak sam przyznaje – „kochał jeść”, wyjście z fazy zaprzeczenia zajęło chwilę. – Do tej pory jadłem praktycznie cały czas! Uwielbiałem się opychać! Kiedy usłyszałem, że mam się ograniczać, moje życie na chwilę straciło sens – śmieje się.

Cukrzyca – rzecz nabyta? Niekoniecznie

Dlaczego lekarze z nowo zdiagnozowanymi kolarzami-diabetykami obchodzili się jak z jajkiem, na spotkaniu tłumaczył wiceprezes Novo Nordisk – Carl Bilbo, który notabene sam na cukrzycę choruje. – Na całym świecie zdiagnozowano obecnie ponad 412 milionów diabetyków. Do roku 2040 liczba ta wzrośnie do 640 milionów – poinformował, dodając, że liczby te dotyczą przypadków zachorowań na oba typy cukrzycy – pierwszy i drugi. Bo tak – cukrzyce są dwie, a jedna drugiej nierówna.

2015 Season Video

Rozróżnienie pomiędzy nimi jest o tyle istotne, że cukrzyca typu 1 to choroba autoimmunologiczna – nikt nie wie, skąd tak naprawdę się bierze, a kondycja czy styl życia chorego nie ma na jej rozwinięcie się wpływu. Nieleczona skutkuje niezwykle poważnymi powikłaniami – „wysiadają” układy nerwowy i wieńcowy, pojawiają się problemy ze wzrokiem, w skrajnym stadium prowadzące do ślepoty. Kiedy poziom glukozy osiągnie poziom krytyczny, a chory nie zaaplikuje sobie na czas insuliny, czeka go „szok cukrzycowy”, który kończy się śpiączką lub śmiercią.

Życie z cukrzycą wymaga dyscypliny, co nie wyklucza wyczynowego uprawiania sportu
Życie z cukrzycą wymaga dyscypliny, co nie wyklucza wyczynowego uprawiania sportu

Cukrzyca typu 2 to rzecz nabyta – choroba cywilizacyjna, za którą odpowiedzialność w dużej mierze ponoszą producenci napojów gazowanych, właściciele fast foodów, wytwórcy telewizorów i pracodawcy, zmuszający nas do siedzenia przez osiem godzin przed ekranami komputerów. No i może „odrobinę” my sami – bo po powrocie z pracy, zamiast iść pobiegać do lasu, kładziemy się na kanapie. Konsekwencje cukrzycy drugiego typu również są poważne, ale nie atakują tak nagle, jak w przypadku „jedynki”. Rozwój „dwójki” można spowolnić właściwą dietą i aktywnością fizyczną – insulinoterapia wdrażana jest z kolei w późniejszych etapach choroby, podczas gdy pacjenci z cukrzycą typu pierwszego bez codziennej dawki insuliny nie mogą funkcjonować.

Cel – lepszy wynik

O tym, że nie tylko życie, ale profesjonalna kariera kolarska jest możliwa, każdy z członków Novo Nordisk Pro Team przekonał się dość szybko. Niektórzy, jak Stephen, o drużynie złożonej z diabetyków dowiedzieli się sami, i sami też się do niej zgłosili. Innych zrekrutował Phil Southerland – „ojciec-założyciel” Teamu, który sam najlepiej wie, co to znaczy żyć z cukrzycą.

Momentu, w którym go zdiagnozowano, Phil nie może pamiętać. Miał wtedy siedem miesięcy, ale reakcję rodziny zna bardzo dobrze z opowieści. – Lekarz oświadczył mojej mamie, że nie będę mógł jeść ciastek czy biegać po podwórku jak inne dzieciaki, i w sumie mało prawdopodobne, że dożyję do 25. roku życia. Jeśli jakimś cudem mi się uda, pewnie do tego czasu oślepnę – mówi Phil, stojąc z mikrofonem pośrodku sali, w której zapanowała zupełna cisza, a zwrócenie na siebie całkowitej uwagi grupy niesfornych dziennikarzy z kilkunastu zakątków Europy to spory wyczyn.

Philowi przychodzi to z łatwością, pewnie dlatego, że ze stereotypami narosłymi wokół diagnostyki i leczenia cukrzycy walczy od lat. Nie przeszkadza również fakt, że swoje opowieści snuje z typową dla Amerykanów swadą, a idea „think big” w żądnym wypadku nie jest mu obca. Pytany o cel, jaki postawił przed swoją drużyną, odpowiada bez zająknięcia: udział w Tour de France. A co potem? – pada pytanie z publiczności. – Potem? Oczywiście jeszcze lepsze miejsce w Tour de France – uśmiecha się Phil.

Misja lepsza od reklamy

Niewykluczone, że realizacja marzeń jest na wyciągnięcie ręki. – W zeszłym roku pojechaliśmy w wyścigu Mediolan – San Remo. To klasyk! Gdyby trzy lata temu ktoś mi powiedział, że to możliwe, w życiu bym nie uwierzył – wspomina trener teamu – Vassili Davidenko. I nie ma na myśli tylko formy swoich podopiecznych. – Organizatorzy tourów traktowali nas jak kulę u nogi, bali się odpowiedzialności prawnej. Kiedy jednak okazało się, że nasi sympatycy wspierają nas nie tylko duchowo, ale i tłumnie dopingują na startach, sytuacja odwróciła się o 180 stopni – teraz w ogóle nie musimy się już starać o zaproszenia – sami o nas zabiegają – uśmiecha się Davidenko.

Vassili Davidenko - trener Teamu Novo Nordisk
Vassili Davidenko – trener Teamu Novo Nordisk

Po kilku minutach zaczynam odczuwać duchowe powinowactwo z trenerem, nie tylko dlatego, że oboje nie mamy cukrzycy. Kluczowego znaczenia nie ma również geopolityczne powinowactwo. Podejrzewam natomiast, że pochodzący z Gruzji Davidenko też nie należy do osób, które łatwo złowić na „inspirację”. Ale kiedy mówi, że poświęca drużynie 80% swojego czasu, a rodzina musi zadowolić się pozostałymi 20 procentami, bo praca z teamem to jego „misja” – nie mam wątpliwości, że szczerze tak myśli. – Lepiej mieć na koszulce symbol czegoś, w co się wierzy, niż jakiejś firmy ubezpieczeniowej, prawda? – pyta retorycznie.

Autor: Karolina Pałys

Zdjęcia: materiały prasowe / Team Novo Nordisk