Gaijin w Japonii – szybki strzał

img20160117-1453141295-69.jpg
sdr

To zdjęcie idealnie oddaje wrażenie, jakie można przywieźć z Japonii zaledwie po kilku dniach wizyty. Tłok, tempo, nadzór, zasady i wszechobecni “poganiacze”. Ale o tym wszystkim za chwilę.

Wyobraź sobie wszystkie stereotypy o Japończykach, przemnóż je przez dziesięć, a poczujesz się jak w Japonii. Po pierwszych godzinach pobytu tak chciałem zacząć ten tekst, ale nie mogę. Choć sporo z nich błyskawicznie się potwierdziło, nic nie jest zero-jedynkowe. A te “wszystkie japońskie dziwactwa” (to najczęściej jedno z pierwszych skojarzeń), dla niektórych Japończyków są tak samo dziwne, jak i dla nas. Przed Wami seria spojrzeń Gaijina (cudzoziemca) na to, co czeka tam Polaka.

Akihabara zwana również Elektrycznym Miastem.
Akihabara zwana również Elektrycznym Miastem.

Gdy piszę te słowa, siedzę na lotnisku w Tokio, czekając na lot powrotny do Warszawy. Jestem na świeżo po kilku dniach w Kraju Kwitnącej Wiśni. Za oknem leje (leje, nie pada) deszcz, a buty mam tak mokre, jakbym wszedł po kostki do jeziora. Śnieg, który napadał tutaj w nocy, w oka mgnieniu zamienił się w jedną wielką breję. To o tyle ciekawe, że przez cały pobyt pogoda była… dokładnie odwrotna. 10 stopni Celsjusza i słońce to w porównaniu z zasypaną Warszawą niezła odmiana.

Dzięki temu udało się choć trochę liznąć tego tak bardzo różnego od Polski kraju. Ten tekst to seria mniejszych i większych spostrzeżeń okiem debiutanta w Japonii. Po części odpowiem na to, czego sam próbowałem dowiedzieć się przed wyjazdem, a jak każdy miałem już w głowie jakieś wyobrażenie. Nie pozuję na eksperta, ale jedynie składam w całość wiele tak bardzo różnych kawałków, które udało się tutaj zebrać przez 5 dni, a można by zbierać i pisać przez kolejne 50.

Z czystym sumieniem polecam też serię polskiego vlogera Krzysztofa Gonciarza, który dość kompleksowo rozkłada Tokio i Japonię na turystyczne czynniki pierwsze. Pomaga przygotować na to, co czeka nas na miejscu. A wierzcie mi, Japonia potrafi zaskoczyć.

Dzielnica Asakusa, w której można znaleźć świątynię Senso-ji.
Dzielnica Asakusa, w której można znaleźć świątynię Senso-ji.

O Japonii piszemy nie z byle powodu. LOT po kilku latach przerwy uruchamia nowe długodystansowe połączenie bezpośrednie. Nieprzypadkowo padło na trasę Warszawa-Tokio, która może okazać się wstępem do rozwijania dalszej siatki połączeń. Już teraz mówi się o Seulu i Bangkoku, ale żebyśmy zaczęli latać tam ze stolicy Polski, najpierw musi udać się z Tokio. Początek zapowiada się obiecująco, bo – jak mówią przedstawiciele polskiego przewoźnika – w najbliższych, ciężkich miesiącach zarezerwowano na chwilę obecną już 70 proc. biletów.

LOT upatruje swojej szansy w staniu się głównym miejscem przesiadkowym dla państw Europy centralnej i wschodniej, dlatego też rozwija siatkę połączeń w tamtym kierunku (np. Mołdawia, Serbia, Rumunia). Na papierze wydaje się to całkiem niezłe posunięcie. Na LOT chętniej powinni spoglądać także klienci zachodni, bo szybka przesiadka w Warszawie pozwala zaoszczędzić trochę czasu na tej długiej trasie.

Polaków jednak przesiadki nie interesują. I nie muszą. Bezpośredni lot z Warszawy do Tokio trwa 10 godz. 20 min, powrotny o 75 minut dłużej, choć nasz pilot nadrobił tutaj godzinę. Na plus zasługuje fakt, że na miejscu lądujemy nie nocą lub wieczorem, co logistycznie jest średnim rozwiązaniem, ale z samego rana – chwilę po 9. Poza klientami biznesowymi, którzy mają nabić kasę LOT-u, są także ci indywidualni, dla których poza ew. wygodą podróży, głównym czynnikiem wyboru może być cena.

Często podróżuję i śledzę ceny połączeń. LOT na starcie puścił pulę promocyjnych biletów w cenie ok. 1800 zł. Za lot bez przesiadek to oferta marzenie. Aktualnie takie ceny z przesiadką w jednej z europejskich stolic uważa się za dobrą okazję.

Pod kimonem nie powinno nosić się ubrań, ale przez pogodę dostaliśmy taryfę ulgową.
Pod kimonem nie powinno nosić się ubrań, ale przez pogodę dostaliśmy taryfę ulgową.

Naturalnie takie ceny nie będą na stałe, choć okazjonalnie mogą się zdarzać. Jeśli przeciętny klient będzie mógł trafić na bilet za +- 2500 zł, LOT może stać się atrakcyjną ofertą. Wszystkie loty obsługują legendarne już Dreamlinery. Z Warszawy polecimy trzy razy w tygodniu: w środy, piątki i niedziele, a z powrotem w czwartki, soboty i poniedziałki.

Wróćmy jednak do tego, co czeka nas na miejscu.

1. Czystość

Jest naprawdę czysto, a mimo że Warszawa nie jest brudnym miastem, różnica rzuca się w oczy. Niech wystarczy fakt, że przez cały pobyt w Tokio nie widziałem ANI JEDNEGO brudnego samochodu. Po jakimś czasie zacząłem się za nimi celowo rozglądać i zapewniam, że nie ma w tym żadnej przesady. Nie gorzej jest na ulicach. Ze świecą szukać zwykłych śmieci: i tych większych, i tych mniejszych. To o tyle ciekawe, że jeszcze trudniej znaleźć tam… śmietniki. Tych w miejscach publicznych praktycznie nie ma. Pewnie, co jakiś czas się trafią, ale generalnie nie jest to częsty widok. Złapałem się na tym, że biorąc od Japończyków z ciekawości ulotki, potem nie miałem, gdzie ich wyrzucać.

Niecodzienny widok nawet jak na japońskie standardy.
Niecodzienny widok nawet jak na japońskie standardy.

Nie bez znaczenia są tutaj też kwestie bezpieczeństwa, a dokładniej zamach z 1995 roku, kiedy to w tokijskim metrze użyto śmiertelnego gazu sarin. Tokio pod pewnymi względami bardzo przypominało mi Nowy Jork, ale pod względem czystości to dwa miasta leżące na zupełnie innych biegunach. Chirurgiczna wręcz czystość kontra brud, brud i jeszcze raz brud.

2. Zasady, nakazy, reguły

Chyba najlepiej pasuje tutaj niemieckie “ordnung muss sein” (porządek musi być). Przez te kilka dni pochodziłem i pojeździłem trochę tamtejszą komunikacją. Tutaj (a może lepiej “tam”) na każdym kroku mówi ci się, co masz zrobić, gdzie iść, dokąd skręcić. Prowadzą cię jak po sznurku. I nie pomylcie tego z oznaczaniem drogi, które swoją drogą tutaj jest bardzo dobre (ale konieczność informowania na znakach co 5-10 metrów, ile zostało do celu jest już przesadą).

Strzałki, strzałki, wszędzie strzałki.
Strzałki, strzałki, wszędzie strzałki.

To jeden wielki labirynt strzałek, kropek, linii, kolejek. Do końca życia zapamiętam, że w Japonii po schodach chodzi się lewą stroną. LEWĄ, NIE PRAWĄ! Jeśli nie zwrócisz na to uwagi przez pierwsze kilkadziesiąt kroków, nie martw się, szybko przypomną ci o tym następne strzałki, znaczki i informacje. Lewą w górę, prawą w dół. Lewą w górę, prawą w dół – wchodząc po schodach widziałem to non stop. Doszło do absurdu, że w jednym miejscu nalepiono nawet… kropki, które pokazywały, jak wchodzić po schodach.

A do bankomatów ustawiamy się w ten sposób.
A do bankomatów ustawiamy się w ten sposób.

Na dworcach są specjalnie wyznaczone linie na kolejki przed wsiadaniem do pociągu. Nietypowe, ale może i dobre. Dzięki temu, wszystko działa jak w zegarku. O ile tylko mamy pewność, że konkretny wagon zatrzyma się w tym konkretnym miejscu. W Japonii mamy.

kropk-1453148509-69.jpg kropk2-1453148530-27.jpg

3. Shinkanseny

Co szybko i płynnie przenosi nas do legendarnej już punktualności tamtejszych pociągów. Miałem okazję przejechać się i Shinkansenami, i zwykłymi pociągami. Żaden nie spóźnił się nawet o minutę, choć siedząc czekasz, czy może tym razem im się nie uda. Za każdym się udało. Poczucie takiej komunikacyjnej pewności to naprawdę fajne uczucie.

Na szczęście są też angielskie napisy.
Na szczęście są też angielskie napisy.

Same Shinkanseny poza tym, że jeżdżą szybko i sprawiają, że kilkusetkilometrowe odległości przestają być tak duże, z punktu widzenia pasażera nie różnią się standardem od nowszych pociągów w Polsce. No może niektóre zagłówki były wyjątkowo nisko. Ciekawostka: zostanie maszynistą Shinkansena to tutaj naprawdę duży zaszczyt. By w ogóle ubiegać się o to stanowisko, trzeba mieć na koncie kilka lat jeżdżenia zwykłymi pociągami.

4. Hotele kapsułowe

“W tej Japonii to mają tak ciężko, że muszą cisnąć się w tych kapsułach jak produkty”. No właśnie nie mają. Połowę wyjazdu spędziłem w hotelu kapsułowym, choć cenowo wcale nie wychodził dużo bardziej atrakcyjnie niż “zwykły” hotel. Miałem pewne obawy, no bo jak to, mało miejsca, tyle ludzi, jak to, jak w trumnie, ale trzeba spróbować – z czystej ciekawości.

Hotele kapsułowe - bardzo miłe zaskoczenie.
Hotele kapsułowe – bardzo miłe zaskoczenie.

Wszystkie wątpliwości rozwiały się jeszcze zanim zdążyłem wejść do swojej kapsuły. Jestem bardzo pozytywnie zaskoczony tym rodzajem noclegu, a jednocześnie zdziwiony, że nie jest on popularny w Polsce. To opcja o klasę wyżej niż w popularnych pokojach wieloosobowych, choć jest kilka niezrozumiałych na starcie zasad.

Trafiłem do Capsule Value Kanda, jeśli będziecie – polecam. Za stosunek jakości do ceny i odległość od Tokio Station. Pierwsze zaskoczenie już podczas check-inu. Mogę zapłacić tylko za jedną noc, za kolejną dopłacę jutro. Choć hotel kapsułowy można zarezerwować na więcej niż jeden dzień, w rzeczywistości jest to wynajem jednodniowy. Każdego dnia do konkretnej godziny wszyscy muszą opuścić swoje kapsuły, które przechodzą gruntowne czyszczenie i wymianę pościeli, ręczników, piżam itd.

Tak wygląda wnętrze kapsuły.
Tak wygląda wnętrze kapsuły.

Wtedy można przeczekać we wspólnym pokoju lub po prostu zostawić tam walizkę i zameldować się po powrocie po raz kolejny. Widzę tu spore przepalanie pieniędzy, bo podejrzewam, że innym, tak jak i mi, nie przeszkadzałoby, że pościel nie została zmieniona po jednym dniu. Ba, wolałbym komfort zostania w tej samej kapsule, niż konieczność jej zmiany. Każdego dnia dostajemy inną. Z drugiej strony, może te twarde zasady (znów te zasady!) pozwalają utrzymać to w takim porządku.

Na każdym piętrze jest po kilkanaście kapsuł: na górze i na dole. Spałem w obu, żadnej różnicy, wskoczenie na górę po małej drabince nie jest problemem. W środku półka i mały panel multimedialny do obsługi radia, budzika i telewizora, który nie zawsze jest standardem. Miejsca nie ma dużo, ale nie jest klaustrofobicznie. Śmiało można wieczorem po prostu sobie posiedzieć i obejrzeć coś na laptopie.

img20160116-1453149771-27.jpg img20160116-1453149776-97.jpg

Towarzystwo mieszane, ale ze wskazaniem na lokalsów. Poza standardowymi podróżnikami z Europy i Azji (powody takie same jak moje), było też sporo Azjatów w każdym wieku. Przez ich często paniczny strach przed używaniem angielskiego, nie udało się zamienić za dużo słów. Po kilku próbach można ich uogólnić do osób, które są tu z wizytą służbową, zostały po imprezie lub potrzebowały jednorazowego noclegu w tej okolicy. Standard.

5. Uczynność kontra zamknięcie

img20160114-1453152462-45.jpg img20160114-1453152467-88.jpg

To idealnie pokazuje wewnętrzną sprzeczność Japończyków. I w tym przypadku wystarczyło kilka dni, by przekonać się i o jednej, i o drugiej stronie. Najpierw o tej pierwszej, bardziej pozytywnej.

Japończycy nie tylko sprawiali wrażenie miłych, ale też tacy byli. Nie zliczę uśmiechów i tak charakterystycznych ukłonów głowy, które zobaczyłem tylko od momentu wylądowania do zameldowania w pierwszym hotelu. Najbardziej widać to w przypadku usług. Okej – to branża, w której uczynność jest wymagana. Szkopuł w tym, że dla kogoś spoza tego kręgu kulturowego to wygląda na coś więcej. Usłużność? To chyba dobre słowo.

Moje jedno pytanie pracownika hotelu o mapę okolicy urosło do nie wiadomo jak dużej rangi. Zadanie wykonał z (nie)szczerym uśmiechem na twarzy przy okazji kłaniając się kilka razy. Czy wspomniałem już, że odchodząc, szedł tyłem, żeby tylko się do mnie nie odwrócić plecami? Do tego cała gama różnych zwrotów grzecznościowych i poczucie, że można być przeproszonym właściwie za wszystko. Nie czułem się przy tym w tej skali zbyt komfortowo.

Wspomniany wcześniej Krzysztof Gonciarz radził, by Japończyków lepiej nie pytać o drogę, bo nie tylko nam pomogą, ale i zaprowadzą do celu – nawet jeśli sami się śpieszą. Mając tę radę w głowie, nie pytałem. Niestety po 45 minutach błądzenia w poszukiwaniu hotelu (momentami naprawdę ciężko się połapać) musiałem się złamać. 10-godzinny spacer na jet lagu wykańczał, a robiło się już ciemno. Teza Gonciarza… dokładnie się potwierdziła. Pierwsi zaprowadzili mnie do głównej trasy, a następny pod sam hotel. I każdy z nich wcześniej szedł w drugą stronę.

Przypadkiem trafiłem na tradycyjny ślub, który odbywał się w parku Yoyogi.
Przypadkiem trafiłem na tradycyjny ślub, który odbywał się w parku Yoyogi.

Jednocześnie mamy też Japończyków, którzy tylko, gdy widzieli, że zbliża się do nich o głowę większy Gaijin z mapą i zaraz zacznie pytać po angielsku, udawali, że mnie nie widzą, przyspieszali kroku i po prostu uciekali. Aż kipiało myślami “boże, czemu on czegoś ode mnie chce”. Generalnie mam wrażenie, że Japończycy może nie tyle nie znają angielskiego, co często sami bardzo w swoje umiejetności nie wierzą. Ci, z którymi miałem okazję rozmawiać, mówili, że “mówią tylko troszkę”, po czym okazywało się, że radzą sobie naprawdę nieźle. Gdy to powiedziałem, szybko dostawałem podziękowania w stylu opisanym przed momentem. Koło się zamyka.

Nikko jest oddalone od Tokio zaledwie o 2 godz. jazdy pociągiem.
Nikko jest oddalone od Tokio zaledwie o 2 godz. jazdy pociągiem.

Nie jest tak, że z byciem zamkniętym na innych, chodzi konkretnie o obcokrajowców, choć bez wątpienia mają gorzej. Dość szokującym przeżyciem może być wizyta w barze karaoke, w którym małe grupki Japończyków siedzą pozamykane w jeszcze mniejszych boksach, gdzie za zamkniętymi drzwiami nikt obcy im nie przeszkadza. To już nie lepiej zostać w domu?

6. Taksówki

Mocno tradycyjne taksówki stoją lekko w kontrze do nowoczesnego Tokio. Mimo to, pasują.
Mocno tradycyjne taksówki stoją lekko w kontrze do nowoczesnego Tokio. Mimo to, pasują.

Dopiero ciekawe było jednak w przypadku taksówek, której w piątkowy wieczór z rozrywkowej dzielnicy Shibuya nie mogliśmy zamówić przez dobrą godzinę. Taksówkarze najzwyczajniej w świecie nie chcieli nas wziąć. I o ile na początku myśleliśmy, że to nic celowego, wątpliwości rozwiały się, gdy podeszliśmy do jednej wolnej. Taksówkarz zamknął szybko okno, na migi pokazał, że zamknięte i on w ogóle nie jeździ, chociaż sekundę wcześniej wysadził jednego pasażera. Potem zobaczyliśmy już tylko tylne światła.

Drzemka w pracy.
Drzemka w pracy.

Na ich obronę powiem tylko, że przez chwilę na starcie próbowaliśmy złapać nie tę taksówkę, którą trzeba. Okazuje się, że tam czerwone światło oznacza, że auto jest wolne, zielone, że zajęte. Logiczne…?

Same taksówki nie należą do najtańszych, a taksówkarze raczej nie mówią po angielsku. Chwilę warto poświęcić jednak samym samochodom, które są ujednolicone nie tylko w Tokio. Identyczne taksówki spotkałem w oddalonym o 150km Nikko, a znajomy w jeszcze dalszym Kioto. Samo ustandaryzowanie nie jest może niczym wyjątkowym, ale tutaj zdecydowano postawić się na old school’owe Toyoty Crown/Comfort. I wcale nie odbiera to miasto nowoczesności. Ba, oddaje charakteru – podobnie jak lusterka montowane dalej na masce.

Z moto ciekawostek warto też wspomnieć o czymś, czego do tej pory ani w Europie, ani w USA nie spotkałem. To dodatkowy element montowany na przednim rogu maski. W bogatszej wersji jest to po prostu dodatkowe lusterko. W biedniejszej zamontowana mała antenka. Oba te rozwiązania mają docelowo pomagać kierowcom przy manewrach w ciaśniejszych miejscach.

7. “Ci dziwni Japończycy”

Hałas w salonach gier jest nie do zniesienia.
Hałas w salonach gier jest nie do zniesienia.

To jeden z najpopularniejszych stereotypów o Japonii. Bezkrytycznie wierząc we wszystkie doniesienia o kolejnych dziwactwach, łatwo wyrobić sobie dość konkretną opinię. I pewnie, jeśli ktoś przyjedzie tego szukać, to na pewno tutaj to znajdzie. Japończycy sami dostarczają ku temu wielu powodów. Ale przyczepianie takiej łatki z automatu każdemu z nich jest równie prawdziwe, jak twierdzenie, że każdy Polak to złodziej i alkoholik.

Taki widok to w Akihabarze nic nadzwyczajnego. Poza nią, już tak.
Taki widok to w Akihabarze nic nadzwyczajnego. Poza nią, już tak.

W samolocie jeszcze przed przylotem do Tokio dało się słyszeć rozmowy o mniej lub bardziej pokręconych pomysłach Japończyków. Zdecydowanym numerem jeden był ten z automatem, w którym można kupić używaną bieliznę studentek. Mając z tyłu głowy wszystkie stereotypy, sam pomysł nie jest nawet jakoś wybitnie zaskakujący “na japońskie standardy”. A ile w nim prawdy? Nic podobnego nie znaleźliśmy. Nasi polscy przewodnicy, którzy mieszkają tam odpowiednio 25 i 11 lat, także ich nigdy nie widzieli. Chociaż – podobnie jak i my – coś tam słyszeli.

Młode Japonki naganiają do pobliskich lokali.
Młode Japonki naganiają do pobliskich lokali.

Dobry przykład podał Gonciarz, który robiąc materiał o lodach o smaku płetwy rekina sam potraktował to jako ciekawostkę. A że inni szybko stworzyli z tego coś na porządku dziennym, to już inna historia. Jeśli chodzi o lody, to miałem okazję spróbować tych o smaku… kaszy gryczanej. Brzmią gorzej niż smakują.

Dzielnica, w której najprędzej można szukać “tych dziwnych stereotypów” to Akihabara zwana także elektrycznym miastem. O tak, tam można znaleźć sporo kwiatków. Zagłębie mangi, anime, salonów gier, przebranych dziewczynek z ulotkami czy w końcu sklepów z elektroniką. I o ile na naganiaczy w dziwnych strojach byłem przygotowany, to to, co dzieje się w niektórych lokalach, sprawiło, że mój mózg wybuchł. Dosłownie.

Zasada jest prosta: tam musi być głośno. Właściciele chyba mają niepisaną rywalizację o to, kto gra najgłośniej. W tłumnie odwiedzanych salonach gier z setek maszyn wydobywa się tak oszałamiający hałas, że trudno wytrzymać tam kilka minut. O jakiejkolwiek rozmowie nie ma mowy. Podobnie jest w salonach gier czy sklepach z muzyką bądź mangą. Musi być głośno, kolorowo, piskliwie. Auć.

8. Poganiacze

Jakiś czas temu czytałem gdzieś relację z podróży do Tajlandii, gdzie turystów nazywano kurczakami poganianymi przez organizatorów. Trochę podobna sytuacja ma miejsce w Japonii, gdzie zawsze jest ktoś, kto sprawdza, czy wszystko idzie (czy ty idziesz) zgodnie z planem. Podczas wyjazdu roboczo nazwaliśmy ich poganiaczami. Poganiacze z naszego punktu widzenia mogą wydawać się osobami, które wykonują niemalże bezcelową pracę. Pracę dla samego pracowania.

Ten pan tak stał, stał i stał.
Ten pan tak stał, stał i stał.

Poganiacze sprawdzają, czy stoisz w dobrej kolejce, czy dobrze wjeżdżasz na parking, czy poprawnie przechodzisz przez przejśćie dla pieszych, czy winda dobrze jedzie, czy samochody dobrze jadą, czy ludzie dobrze idą, czy pasażerowie dobrze kasują bilety. Generalnie, czy świat ma się dobrze. Na kilku zdjęciach możecie zobaczyć, jak to wygląda w praktyce. I wcale nie są to jednostkowe przykłady. Może dlatego bezrobocie jest tam na niskim poziomie ok. 3 procent, a poczucie bezpieczeństwa naprawdę wysokie?

Mimo wszystko, na baczność.
Mimo wszystko, na baczność.

9. Indywidualizm

Jeśli jeden gwóźdź wystaje, weź młotek i wbij go, żeby było równo – takim dość obrazowym porównaniem nasz przewodnik opisał japońskie podejście do życia. – W przeważającej większości nie mają ambicji, by zostać menadżerami, kierownikami, dyrektorami. Chcą po prostu być – powiedział.

Widok masek na początku przykuwa wzrok, po jakimś czasie nie zwracasz już na nie uwagi.
Widok masek na początku przykuwa wzrok, po jakimś czasie nie zwracasz już na nie uwagi.

I jak patrzę na te wszechobecne zasady, reguły, nakazy, oczekiwania, w których są wychowywani od małego, jest mi to łatwiej zrozumieć niż jeszcze kilka dni temu. Jesteś trybikiem, częścią masy, która każdego poranka czy wieczora przytłacza cię na ulicy, w mieście, czy pociągu. Nie wyróżniasz się, bo po co. Robisz tyle, ile potrzeba. Bo tak jest w przepisach i tego od ciebie oczekują. No dobra, ten ze zdjęcia poniżej się wyróżniał.

Shibuya, piątkowy wieczór.
Shibuya, piątkowy wieczór.

Zobacz galerię zdjęć (strzałki)

  • img20160115-1453153421-2.jpg
  • img20160115-1453153426-63.jpg
  • img20160115-1453153432-55.jpg
  • img20160115-1453153440-72.jpg
  • img20160115-1453153446-77.jpg
  • img20160115-1453153453-40.jpg
  • img20160115-1453153461-55.jpg
  • img20160115-1453153470-80.jpg
  • img20160115-1453153477-8.jpg
  • img20160115-1453153484-8.jpg
  • img20160115-1453153492-69.jpg
  • img20160115-1453153503-56.jpg
  • img20160115-1453153513-84.jpg
  • img20160116-1453153520-94.jpg
  • img20160116-1453153529-89.jpg
  • img20160116-1453153541-74.jpg
  • img20160116-1453153554-59.jpg
  • img20160116-1453153565-1.jpg
  • img20160117-1453153648-84.jpg
  • img20160117-1453153661-29.jpg
  • img20160117-1453153681-14.jpg
  • img20160117-1453153758-6.jpg
  • img20160117-1453153785-55.jpg
  • img20160117-1453153812-37.jpg
  • img20160117-1453153864-1.jpg
  • img20160117-1453153883-57.jpg

Poniżej możecie zobaczyć wideo relacje z pobytu, którą z mocnym przymrużeniem oka nagraliśmy SnapChatem. Autor: Michał Mańkowski / naTemat.pl